Forum ProFortalicium Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Żołnierz polski w drugiej wojnie światowej

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ProFortalicium Strona Główna -> Z innej beczki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
IwoJima
PostWysłany: Pon 13:48, 21 Lis 2005 Powrót do góry

Dołączył: 12 Lip 2005

Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Piekary Śląskie

Poniżej pozwoliłem sobie umieścić tekst , który opracowałem na podstawie zasobów archiwalnych CBW, a tyczący się blikiej wielu osobą tematyki obrony Śląska w 39r. i bitwy pod Wyrami w szczególności.
Życze miłej lektury.


ŻOŁNIERZ POLSKI W DRUGIEJ WOJNIE ŚWIATOWEJ
(daw. Żołnierz Polski w Kampanii Wrześniowej)
Nr. 38 Warszawa Maj 1942 R




ZWYCIĘSKI BÓJ-55 REZERWOWEJ DYWIZJI PIECHOTY
POD MIKOŁOWEM NA GÓRNYM SLĄSKU-1-3.IX.- 1939 R.



(Flack — „Wir marschieren fur das Reich” — streszcz. str. 17-34).
Umocnienia pod Mikołowem na Górnym Śląsk obsadzała na kierunku Gliwice — Oświęcim 55 rezerwowa dywizja piechoty, utworzona z 6 batalionów Górnośląskiej Brygady Obrony Narodowej i uzupełniona rezerwowym pułkiem artylerii. Niekompletna i improwizowana dywizja stoczyła zwycięski 2-dniowy bój z liniową dywizją-niemiecką i cofnęła się niepokonana skutkiem rozkazu ogólnego odwrotu, wydanego przez naczelnego wodza po niepowodzeniach pod Pszczyną i na Pomorzu.
Oto co piszą o tej walce Niemcy.
“Niemiecki pułk piechoty z Wrocławia, jako przednia straż dywizji, wkracza o świcie dn. 1.IX. na polski Górny Śląsk. Wkrótce grają ciężkie karabiny maszynowe niem. na szpicy. Polacy odpowiadają. W kolumnie niem. alarm z powodu puszczenia przez jakiegoś żołnierza rakiety, oznaczającej uderzenie polskich czołgów. Przekonawszy się, że alarm był fałszywy, wyłażą Niemcy z domów i rowów, gdzie się pochowali. Ogień karabinów maszynowych milknie, za to od czoła słychać grzmot dział. Czołowy III batalion pułku napotkał sie na silny polski opór pod wsią Gostyń. Wydaje się, że Polacy cofali się dlatego, aby na silnych stanowiskach na wzgórzach pod Mikołowem stawić twardy opór. O godz. 5-ej przystępuje pułk do natarcia. W pewnej chwili polski lotnik, mimo gwałtownego ognia niemieckiego, przeprowadza rozpoznanie kolumn npla. w trakcie rozwijania się. Z trudem brną Niemcy przez piaszczyste laski, przy akompaniamencie grających od czoła c.k.m. Wkrótce potem daje się im we znaki u wejścia do wsi Gostyń nękający ogień artylerii polskiej. O godz. 16 min. 40 podczas przechodzenia głównych sił pułku przez wieś Gostyń, zaczajeni tam powstańcy górnośląscy otwierają silny ogień, powodując duże straty w zwartej kolumnie opóźniając jej marsz do zmroku.
Tymczasem bataliony pierwszej linii próbują natarcia. Nieprzyjaciel siedzi na drzewach, w domach, piwnicach, w ruinach rozwalonych budynków, w zaroślach i krzakach - zamaskował się, pokopał rowy strzeleckie w punktach, dających najlepszy wgląd w teren. Rozstawił karabiny maszynowe, działa i moździerze. Polacy doskonale wstrzelani, znają każde miejsce, które Niemcy mogli by wykorzystać do posuwania się, wysyłają ze swych broni maszynowych taśmy pocisków po taśmie, magazynek po magazynku. Zdają się mówić: „Dotąd ani kroku dalej”. Wiedzą dobrze, że w ciągu, nocy Niemcy nie będą w stanie przedrzeć się. Przedpole pełne jest domostw. Każda zagroda to blokhaus - w każdej tkwią niewidoczni strzelcy, którzy pozwalają nacierającym wyminąć się otwierają, ogień na ich tyły. Przedpole jest pełne zarośli. W każdym niemal krzaku siedzą powstańcy z pistoletami maszynowymi i nieprawdopodobną ilością amunicji.
Generał, który chciał osobiście rozpoznać położenie batalionów, gwałtowny ogień polski zmusza do zawrócenia. Połączenia przerwane. Dotrwawszy do nocy, postrzępione pulki wycofują się, by ustąpić miejsca świeżym. Straty są bardzo wielkie. Nieustannie biegają sanitariusze. Walka artylerii trwa.
Bataliony czołowe utykają. Meldunek do pułków: natarcie nie posuwa się. Rozkaz dowódcy - nacierać! Bataliony zrywają się jeszcze raz z wnęków strzeleckich. Polacy kładą zaporę ogniową przed swymi dobrze rozbudowanymi stanowiskami. Meldunki do pułków, że natarcie utknęło ostatecznie. Rozkaz: „okopać się i czekać świtu”. Ogień opada i wzmaga się z powrotem, jak fala bijąca o brzeg. Nagle błyskawice przeszywają ciemność. Szalone wycie w powietrzu, potem potężny trzask. Już znowu błyska się, grzmi, aż się ziemia trzęsie. Jak rój groźnych ptaków przelatują nad głowami żołnierzy niem. pociski ich artylerii. Natarcie utknęło pod wzgórzami Mikołowa, Teraz wzgórza te i umocnienia rozpoczęła bombardować artyleria niem. Setki błyskawic przeszywają ciemności. Chwilami jakby grzmiało bez przerwy, a tam gdzie w ponurych lasach trwają Polacy, błyskają detonacje, grudy ziemi lecą do góry, walą się drzewa.
Strzelcy niem. leżą daleko wysunięci w stronę nieprzyjaciela. Wygrzebali sobie wnęki, umieścili rkm. na stanowiskach i_ czekają. Noc ciemna choć oko wykol. Jaskrawe błyskawice odpałów za plecami rozjaśniają na sekundę horyzont. Rakiety zieją bladym światłem. Po stronie nieprzyjaciela jednak nie daje się nic zaobserwować - żadnego ognia wylotowego, żadnej postaci., nic. Jak złe owady bzyczą nieustannie nieprzyjacielskie pociski.
Zmęczonymi oczyma wpatruje się strzelec nieustannie w ciemność.Wydaje mu się, że wśród zarośli ożyły jakieś postacie. Zdaje sobie sprawę, że to pewnie przewidzenia. Widma znikły, ale strzelec widzi, że jego amunicja kończy się.
Dnia 2.IX. o godz. 2.30 lewoskrzydłowy pułk dywizji wysunął I swój batalion na skrajne lewe skrzydło na wysokości III batalionu, zaangażowanego od początku. Oba bataliony znajdowały się w lesie na wschód od m. Gostyń. O świcie po przygotowaniu artyleryjskim miał I batalion silnym uderzeniem na nieprzyjacielskie linie ulżyć III batalionowi, przygwożdżonemu ogniem nieprzyjaciela. Radiostacje tornistrowe pułku i 3 obserwatorzy artylerii ze swymi radiostacjami udają się do m.p. dowództwa I bat.
Front uspokoił się. Od czasu do czasu jedynie pada pojedynczy strzał oraz tu i tam wznoszą się rakiety. Dowództwo I batalionu znajduje się w lesie. Żołnierze, zawinięci w płachty namiotowe, leżą w wykopanych przez siebie wnękach. Mają ciężką noc za sobą. Nieprzyjaciel jest dokoła. Ze wszystkich stron byli ostrzeliwani nie mogąc się ruszyć.
Tymczasem nadszedł świt. Artyleria niem. jeszcze milczy. Mgła poranna jest tak gęsta, że nie widać dalej, niż na sto kroków. Nieprzyjaciel milczy. Mówią, że Polacy wycofali się.
Wtem gwizd między drzewami, już bliżej naszych głów. Gdzieś blisko, z przodu z lewa, szczeka polski karabin maszynowy. Po chwili strzelają nieco w prawo, a wreszcie z lewej strony. Dowództwo batalionu musi coprędzej kryć sie. Polskie karabiny maszynowe terkoczą z ogłuszającym hałasem dokoła, wysyłając swe niszczące wiązki w las. Wydaje się jakby ciosy bicza spadały na drzewa. Ogień flankowy z prawej strony daje sie we znaki stanowiskom I batalionu. Z lewej strony strzela pistolet maszynowy. Młodzi żołnierze niem. pocą się ze strachu. Wobec ulewy ognia i niewidoczności przeciwnika własne karabiny są bezużyteczne.
Nakoniec wyją w powietrzu granaty niem. artylerii. Okolica, w której tkwią polscy strzelcy, zamienia się w pole wybuchów. Dodaje to Niemcom otuchy, zwłaszcza, że polskie c.k.m. milcz . Tym gorsze rozczarowanie, gdy natychmiast po zamilknięciu niem. ciężkiej broni, polski c.k.m. z lewa wskroś znowu gruchocze. Na szczęście pociski górują. W tym momencie dowódca batalionu sygnałem trąbki podrywa batalion do natarcia. Dowództwo - batalionu z 1 kompanią udaje się bez strat dotrzeć do skraju lasu. Polski ogień wciąż góruje. Natarcie podnosi na duchu żołnierzy niem. O ich nastroju świadczy jednak fakt, że bez żadnych powodów powstaje nagle krzyk: „gaz, alarm: gazowy” i wszystko wkłada maski, by je po pewnym czasie zdejmować, gdyż w powietrzu nie ma ani śladu gazu. Tymczasem ponad zieloną łąką, do której dotarli Niemcy wstaje słońce i rozprasza mgły.
Na 1OO m. przed jakąś opuszczoną zagrodą natarcie utyka. Ogień niewidzialnych strzelców nieprzyjacielskich wzmaga się do tego stopnia, że dalsze posuwanie się jest bez szans. 1 kompania próbuje przebić się, ale bezskutecznie. Meldunek do pułku: ,,natarcie stanęło”.
Uderzenie, które miało odciążyć III batalion spaliło na panewce. Nieprzyjaciel znowu okopał się i zamaskowal. Przygotowawczy ogień leżał za daleko. Mgła uniemożliwiła obserwację. Podobnie jak na odcinku I batalionu, natarcie utknęło na całym froncie.
Jest godz. 10 rano. W zagrodzie siedzą wyborowi strzelcy polscy. Jeden z nich z regularnością, zegarka ostrzeliwuje obsługę radiostacji. Pocisk przebija aparat i trafia w nogę lezącego obok podporucznika. Obsługa wycofuje się za pobliski kopiec celem naprawy aparatu, lecz i tam. dosięgają ich polskie pociski. Przy kopcu stoją dwa działka przeciwpancerne. Jeden z radiotelegrafistów dostrzega w kartoflisku w odległości około 100 mtr. brunatny hełm. Działka natychmiast dają ognia. Huk wystrzałów wywołuje popłoch wśród Niemców leżących za kopcem. Dowódca plutonu przeciwpancernego musi ich uspakajać, że to ich własne działka a nie polskie granaty. Raz po raz walą działka, lecz ostrzeliwany polski c.k.m., daje długą serię. Kule jego biją o tarcze działek. Obsługa ucieka: za kopcem tłoczy się 20 ludzi, są wzięci w dwa ognie: kto- nie padł, ucieka w pojedynkę do lasu. Z 20 ludzi dociera do lasu zaledwie 7-miu. Biegną oni do tylu, niosąc po popłoch. Resztki I batalionu ustępują na całym froncie.
Tymczasem III batalion leży w lesie koło toru kolejowego, oczekując niecierpliwie, na odciążające uderzenie I batalionu. O chybionym natarciu nic nie wiedzą. III batalion poniósł już w trakcie swego natarcia ciężkie straty. Teraz nie może już ruszyć naprzód - straty bardzo wielkie, amunicja wystrzelana. W lesie naprzeciw za każdym drzewem zaczaiła się śmierć i czyha, aż któryś z Niemców wyskoczy do przodu, aby go rozłożyć na zawsze. Obrońcy polscy wrośli w las i nie puszczają ani kroku. Teraz wyją polskie granaty, wybuchając wśród przygwożdżonych do ziemi linii niemieckich. III batalion zaczyna rozumieć, że na natarcie I-go nie ma co liczyć. Na dobitkę po torze kolejowym, sapiąc z oddali, nadjeżdża polski pociąg pancerny. Jest już o 400 mtr. Panika ogarnia Niemców. Adiutant batalionu pada zabity. W ostatnim momencie ogień moździerzy zmusza pociąg do chwilowego cofnięcia się. Wielokrotnie jednak powraca, niszcząc batalion swym ogniem. Lekko ranni, napływający do pułku, niosą wieści, że I i III bataliony zostały starte przez polskie przeciwnatarcie. Pozostaje jedna myśl — wytrzymać do nocy, która umożliwi odwrót.
Zobacz profil autora
Gość
PostWysłany: Wto 10:27, 22 Lis 2005 Powrót do góry





Świetny tekst. Po przeczytaniu przypomniała mi się pewna dyskusja na forum Odkrywcy, w której jeden FJ biadolił na młodych, niedoświadczonych rekonstruktorów, że biegają jak barany, nie wiedza jak się zachować. Wtedy ja odpowiedziałem mu ze w 1939 roku często młodzi, świeżo powołani żołnierze wpadali w panikę i zachowywali się dosyc dziwnie, a nie jak "komandosi z Navarony" i jeśli aż tak zachowywać realia to musi też i to wziąć pod uwagę. Najlepszym dowodem jest ten tekst - ucieczki, panika, zakładanie masek bez potrzeby, itp. .
Gość
PostWysłany: Wto 17:05, 22 Lis 2005 Powrót do góry





No cóż, chciałoby się by wojna wyglądała jak manewry, gdzie piechota ma czas rozsypać się w regulaminową tyralierkę, wsparcie ogniowe przychodzi o czasie i łączność nie szwankuje. Wystarczy jednak poczytać relacje z walk wrześniowych, by przekonać się, jak dramatycznie różna jest wojna.
Simon
PostWysłany: Śro 22:36, 23 Lis 2005 Powrót do góry

Dołączył: 20 Sie 2005

Posty: 1070
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kozłowa Góra

Wrzesień nie był najgorszy, zobaczcie co było na drugim froncie z amerykanami Grey_Light_Colorz_PDT_06
Zobacz profil autora
Simon
PostWysłany: Śro 22:37, 23 Lis 2005 Powrót do góry

Dołączył: 20 Sie 2005

Posty: 1070
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kozłowa Góra

nie mówiąc o wschodzie Grey_Light_Colorz_PDT_06
Zobacz profil autora
Gość
PostWysłany: Czw 0:09, 24 Lis 2005 Powrót do góry





zastanawiają mnie te wzmianki o "pistoletach maszynowych w rękach polskich powstańców" ?? jakież to niby miały by być pistolety i kto tak mało spotykaną broń oddałby do rąk "powstańców"?
Utylizator
PostWysłany: Czw 11:10, 24 Lis 2005 Powrót do góry

Dołączył: 21 Sie 2005

Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Dąbrowa Górnicza

Bardzo dobry tekst !
i to by było na tyle krótko mówiąc
Zobacz profil autora
IwoJima
PostWysłany: Czw 20:03, 24 Lis 2005 Powrót do góry

Dołączył: 12 Lip 2005

Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Piekary Śląskie

Co do pistoletów maszynowych to moja teoria jest taka, że powstańcy w walkach z dywersantami napewno zdobyli znaczne ilości tego typu broni. Przy deficycie w jakąkolwiek broń mogli ją zatrzymywać( zwłaszcza ,że w wojsku starano się raczej nie tworzyć jakichś zapasów nieetatowej broni!).
Całą relacje należy brać z pewną ostrożnością, jednak wiele szczegółów wydazeń w niej opisywanych ma swoje potwierdzenie w innych źródłach.
Zobacz profil autora
Simon
PostWysłany: Czw 20:43, 24 Lis 2005 Powrót do góry

Dołączył: 20 Sie 2005

Posty: 1070
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kozłowa Góra

Poza tym "strach ma wielkie oczy" Grey_Light_Colorz_PDT_06
Zobacz profil autora
IwoJima
PostWysłany: Czw 12:27, 01 Gru 2005 Powrót do góry

Dołączył: 12 Lip 2005

Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Piekary Śląskie

Idąc "za ciosem " postanowiłem opracować też i pozostałe teksty CBW - "Żołnierz Polski w ..." a tyczące się Armi "Kraków".
Oto jeden z nich.


Ż O Ł N I E R Z P O L S K I W DRUGIEJ WOJNIE ŚWIATOWEJ
(daw. Żołnierz Polski w Kampanii Wrześniowej)
Nr. 39 WARSZAWA, SIERPIEŃ—WRZESIEŃ 1942 R.
WALKA Z DYWERSANTAMI NIEMIECKIMI NA GÓRNYM ŚLĄSKU
W SIERPNIU 1939 R.

Bartosch — „Ostwird frei” — streszczenie str. 39—62, 68—72 i 92. Vogel — „Grenzerjunge in Blitzkrieg” — streszczenie str. 7—17.
Niemiecki plan operacyjny przewidywał oskrzydlenie polskich armii od strony Prus i Słowacji. Niemcy nie życzyli sobie większych walk na Śląsku a przewidywali ewakuację Górnego Śląska bez walki z naszej strony. Obawiali się jednakowoż, aby przy ewakuacji nie nastąpiło planowe lub dzikie niszczenie obiektów przemysłowych, tak potrzebnych im do prowadzenia dalszej wojny.
Wobec tego dowództwo niemieckie dało rozkaz dywersantom, by w ostatnim tygodniu sierpnia przed uderzeniem wojsk niemieckich opanowali kopalnie i huty i zabezpieczyli je. Wobec świata wiato to stworzyć pozory powstania niemieckiego na Śląsku.
Grupy dywersantów niemieckich, wzmocnione licznymi ochotnikami z Rzeszy, zaczęły od połowy sierpnia przekradać się na polską stronę Śląska. W terenie tak skomplikowanym, gdzie kopalnie łączyły się podziemnymi chodnikami, gdzie wreszcie ruch graniczny nie został zamknięty, nie było to trudne. Równie dobrze dawano sobie radę z przenikaniem przez polskie fortyfikacje graniczne. Nieliczna ich załoga — niezmobilizowana Śląska Grupa Forteczna — nie mogła, mimo częściowego zadrutowania, upilnować wszystkich przejść między blokhauzami. Po przekradnięciu się przez pozycje polskie, dywersanci zbierali się grupami, łącząc się z swymi miejscowymi wspólnikami i ruszyli szerokim frontem od Bielszowic i Huty Antoniego aż po Tarnowskie Góry. Trudno było ich rozpoznać — ubiorem i mową upodobnili się do miejscowych Polaków.
Oto przykład jednego z takich napadów. Dywersanci za- kradają się w nocy, wprowadzeni przez miejscowych zdrajców, na teren obiektu i kryją się w jednym z magazynów. Obiekt ten ze względu na bliskość granicy jest unieruchomiony. I tylko najważniejsze urządzenia jak pompy i elektrownia, utrzymuje w ruchu niezbędna załoga. Szpiedzy, wysłani na rozpoznanie, informują Niemców o pomyślnej sytuacji. Banda rozbiega się małymi od-działami po terenie, mordując po drodze odźwiernego i strażnika fabrycznego. Kilku innych strażników zaskoczonych w kantynie zostaje rozbrojonych, Dywersanci planowo obsadzają obiekt i wy-wieszają na kominie flagę hitlerowską.
Jednak triumf był przedwczesny, gdyż natychmiast nastąpiła akcja poruszonej ludności polskiej, z błyskawicznością której Niemcy nie liczyli się. Na swoje szczęście znaleźli w składzie amunicję. Godzinami nacierają Polacy, którzy otrzymali w międzyczasie posiłki. Położenie Niemców, jeżeli nie nadejdzie pomoc, stanie się nie do wytrzymania. Dowódca dywersantów decyduje się wysłać jednego z nich po posiłki do Niemiec, gdyż akcja rozgrywa się zaledwie o kilometr od granicy. Goniec zdejmuje opaskę hitlerowską, zamienia karabin na rewolwer ukryty w kieszeni, nasuwa czapkę na oczy i przekrada się przez granicę.
Tymczasem dywersanci z największym wysiłkiem wytrzymują napór polski. Polacy usiłują wedrzeć się przez hałdy. Powoli zapada zmrok.
Wtem terkot karabinu maszynowego. Równomiernie i ostro brzmią serie w ciszy wieczornej — „To posiłki z Niemiec” powstańcy wycofują się narazie pod osłoną ognia, aby po niedługim czasie uderzyć ponownie. Tym razem skutecznie.
Ciągłymi napadami dywersanci starali się skruszyć polskich obrońców. Tu i tam odnoszą powodzenie.
Niespodziewane ataki dywersantów wywołały natychmiastową bardzo silną reakcję ludności polskiej. Dla ochrony fabryk i kopalń tworzą Polacy specjalną straż, złożoną z ludności miejscowej.
Następnego dnia zjawiają się nowe oddziały niemieckie. W pobliżu huty „Pokój”, między kopalniami „Wolfgang” i „Litandra”, 120 dywersantów dostaje się w ręce polskie. Między Ruda i hutą Godula oraz między, hutą Huberta a kopalnią Śląsk została zabitych wielu dywersantów. Giną oni również w hucie Antoniego, w hucie Laury, w Lipinach, Świętochłowicach, w hucie Batory i Szarleju.
Między Bytomiem a Brzozowicami, wtargnąwszy już dość głęboko w terytorium polskie, zderzyli się dywersanci z polskimi posterunkami wojskowymi. Celem ich było obsadzenie elektrowni w Chorzowie. Akcja ta została zlikwidowana przez oddziały policji i powstańców działających pod osłoną policyjnych samochodów pancernych. W innych punktach wywiązują się częste, trwające godzinami potyczki, ponieważ zaalarmowani Polacy nietylko obsadzili poszczególne obiekty, ale i umocnili się w nich. Najkrwawiej walczono między Chorzowem a Maciejkowicami: tam ponieśli dywersanci największe straty. Wielokrotne natarcia na polską straż graniczną załamały się z krwawymi stratami—ani jeden Niemiec nie przeszedł.
Klęską zakończyły się próby niemieckiej dywersji na Górnym Śląsku. Dowódcom i resztkom band dywersyjnych, zbiegłym do Niemiec nie pozostawało nic innego jak czekać, aż rozwój wypadków po wybuchu wojny i ewakuacja Śląska pozwoli im pod osłoną wojsk niemieckich pokazać się na polskiej ziemi.

POWSTAŃCY I HARCERZE BRONILI ŚLĄSKA
Vogel — „Grenzjunge in Blitzkrieg” — streszczenie str. 26—45
Bartosch — „Os wird frei”
Po klęsce poniesionej podczas napadów w końcu sierpnia na polskie huty i kopalnie niemieckie bandy dywersyjne wycofały się z powrotem w rejon Bytomia. Dopiero wieczorem 1 września Wilhelm Pisarski z grupą 30 ludzi zdołał przekraść się pod Maciejkowicami przez linie umocnień polskich i wpaść do kopani Maks. Była to jednak zasadzka. Polacy otoczyli ich. Niemcy wybrali niefortunnie płuczkarnię jako miejsce obrony, narażając się na ogień z górującej nad nią rozdzielni. Zostali wybici do nogi. 2 września grupa dywersantów dokonała napadu na kopalnię ołowiu Szarlej. Z 30 wróciła połowa — resztę wystrzelano.
3 września po południu patrole niemieckie w rejonie góry Gowberg stwierdzają, że wojsko polskie opuściło fortyfikacje, które obsadzili teraz powstańcy. Dopiero 3 września wieczorem oddziały niemieckie z Bytomia dostały rozkaz przekroczenia granicy, celem zajęcia miejscowości Lipiny, Królewska Huta i Orzegów. Kolumna główna batalionu niemieckiej straży granicznej wzmocnionego przez bandy dywersyjne, posuwa się wprost na Królewską Hutę. Jedna kompania skierowana została na Lipiny. Niemcy wiedzą, że front polski został przełamany już pod Pszczyną, a dywizje niemieckie zdążają do Katowic od południa. Tym większą jest dla nich niespodzianką, gdy u wejścia do Królewskiej Huty wita ich grad kul z zasadzki, urządzonej przez powstańców w restauracji Flota. Powstańcy znikają zanim Niemcy zdołali ich dopaść. W pełnym pogotowiu bojowym spędzają Niemcy tę noc na ulicach Królewskiej Huty.
4 września ruszają oddziały niemieckie na Katowice. Kolumna główna prostą drogą z Królewskiej Huty, kolumna boczna z Lipin przez Wielkie Hajduki. Równocześnie dywizje armii Lista podchodzą do Katowic od południa, od strony Pszczyny. W Wielkich Hajdukach witają Niemców strzały z dachów. Powstańcy, świetnie znają teren, wycofują się z dachu na dach, nieuchwytni dla szturmujących domy Niemców. Idących od północy, od Królewskiej Huty w straży przedniej kolumny niemieckiej, dywersantów witają strzały na przedmieściu Katowic Dąb. Powstańcy strzelają z piwnic i poddaszy. Niemcy chronią się pod ściany i do bram i odpowiadają na ogień. Po rozwinięciu się przeważających sił niemieckich milkną polskie karabiny, by zagrać ponownie już z towarzyszeniem c.k.m. na skraju samych Katowic. Strzelcy polscy...
(tutaj zasoby CBW się urywają-brak jednej ze stron!)
Zobacz profil autora
IwoJima
PostWysłany: Sob 11:24, 10 Gru 2005 Powrót do góry

Dołączył: 12 Lip 2005

Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Piekary Śląskie

Kolejny tekst. Nalot polskiego lotnictwa pod Cieszynem(!) czyli coś z zupełnie innej beczki.

Ż O Ł N I E R Z P O L S K I W DRUGIEJ WOJNIE ŚWIATOWEJ
(daw. Żołnierz Polski w Kampanii Wrześniowej)

Nr. 46 WARSZAWA MAJ 1943 R.
NALOT POLSKIEGO SAMOLOTU NA NIEMIECKĄ ARTYLERIE
PRZECIWLOTNICZĄ PAD FRYDKIEM 1 WRZEŚNIA 1939 R.
(Adler — „Unsere Luftwaffe in Polen”str. 26 — 27)
Z końcem sierpnia 1939 r. na wzgórzach pod m. Frydek na za-chód od Cieszyna na terytorium protektoratu czesko-morawskiego, podobnie jak i na innych granicach Niemiec, rozstawiono baterie artylerii przeciwlotniczej.
1.IX. około godz. 10.30 siedziałem właśnie przy dziale i opalałem się, gdy rozległ się warkot motoru od strony granicy. Na wielkiej wysokości zbliżała się ku nam jakaś maszyna. „Samolot — trzeci pluton”! ryknąłem jak mogłem najgłośniej do stanowiska dowódcy plutonu. Posterunki obserwacyjne ryczały nie mniei głośno. Wszystko skoczyło, jak to często ćwiczono, do działa i w jednej chwili meldowało — gotowi do ognia.
Nasz dowódca plutonu skoczył do naszego działa. Okazało się, że mieliśmy słuszność. Był to polski rozpoznawca. Działa naszego plutonu wzięły go na cel lecz znajdował się dla nas za wysoko. W tym momencie pierwsza bateria ciężka zaczęła ogień, ta może go napewno dosięgnąć. Wkrótce chmurki wybuchów siedziały jedna za drugą za samolotem. Następne strzały musiały trafić, lecz właśnie w tym momencie Polak zakręcił i wkrótce znikł.
Pozostałem przy dziale. Teraz powinny nadejść wkrótce polskie maszyny, ponieważ rozpoznawca napewno sfotografował nasze stanowiska. Była właśnie godz. 13-ta, gdy na ukos od nas zaczęła się strzelanina. Rzeczywiście całkiem nisko około 30 m. nad ziemią zbliżała się do nas maszyna napewno nieprzyjacielska.
Działa IV plutonu rozpoczęły ogień. Dokładnie teraz było widać polskie znaki na sterach, a przez szkła można rozróżnić, że z polskiego samolotu rzucano granaty ręczne i strzelano z k.m.
Teraz podeszła maszyna w nasz zasięg ogniowy. Gdy tylko zahuczały pierwsze strzały, zawróciła i znikła za kościołem we Frydku, kierując się ku granicy. Pierwsze działo zdążyło oddać jeszcze kilka strzałów, które, sądząc po smugach świetlnych, musiały bezwzględnie trafić. Również strzały IV plutonu, który Polak obrzucał granatami, dobrze siedziały. Za wzgórzami strzelano jeszcze.
Zobacz profil autora
IwoJima
PostWysłany: Czw 11:06, 19 Sty 2006 Powrót do góry

Dołączył: 12 Lip 2005

Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Piekary Śląskie

Z O L N I E R Z P O L S K I W
DRUGIEJ WOJNIE ŚWIATOWEJ
(daw. Żołnierz Polski w Kampanii Wrześniowej)
Nr. 44 WARSZAWA MARZEC 1943 R.
BÓJ POD BANACHAMI 73 P.P.
(Relacja ze sztabu 23 dywizji piechoty)
W myśl otrzymanych rozkazów 23 dywizja piechoty miała przejść dnia 16.IX. w rejon Biłgoraja. Od rana rozpoczęły pułki marsz na wyznaczone stanowiska. 73 pp. (bez II baonu, który z m. Szeliga pomaszerował samodzielnie na Biłgoraj oraz 4 bateria 23 p.a.l. wyruszyły o świcie ze swojego m.p. przez Banachy — Sól w rejon na północ Biłgoraja. Dowódca pułku wiedział, że w m. Banachy poprzedniego wieczora był 11 pp. i że Banachy zostały oczyszczone z nieprzyjaciela. I baon 73 p.p., idący jako straż przednia pułku, zbliżywszy się pod Banachy na odległość około 200 m, zaobserwował w tej miejscowości jakiś oddział na postoju, zupełnie nieubezpieczony (ludzie pili kawę., myli się i t.p.). Przypuszczano, że jest to oddział naszego 11 p.p. Po bliższym rozpoznaniu i stwierdzeniu (po mundurach), że jest to oddział nieprzyjacielski, dowódca pułku rozkazał baonowi uderzyć bagnetem na miejscowość. Dowódca baonu zorganizował uderzenie w ten sposób, że w lewo od traktu, którym maszerował baon, polecił ustawić 6 karabinów maszynowych do napadu ogniowego. Otwarcie ognia miało nastąpić na rozkaz dowódcy baonu. W prawo od traktu miały się uszykować kompanie strzeleckie do uderzenia na bagnety. Przygotowanie uderzenia odbywało się w zupełnej ciszy pod osłoną lasu. Nieprzyjaciel niczego nie przypuszczał.
Jeszcze przed ukończeniem przygotowań do uderzenia padł strzał z jednego z naszych karabinów maszynowych.(Widocznie któryś ze strzelców niewytrzymał nerwowo i przedwcześnie otworzył ogień. Spowodowało to salwę ogniową wszystkich karabinów maszynowych. Na to baon rusza do szturmu, niezwlekajac. Wśród żołnierzy nieprzyjacielskich powstaje zamieszanie — kryją się oni po damach. Widząc to, dowódca baterii, kpt. Wolbek, z własnej inicjatywy ostrzelał wieś, od czego zapaliło się kilka domów. Nieprzyjaciel wybiega z domów i zaczyna się ostrzeliwać — głównie z pistoletów automatycznych. I baon posuwa się naprzód, aby obejść miejscowość od południa, wykorzystując gesty las. W tym czasie wachmistrz Wasiak, dowódca plutonu konnych zwiadowców - również z własnej inicjatywy — rusza na czele swojego plutonu do głębszego obejścia z prawa. Odruchem tym podrywa za sobą 9 kompanie z baonu niezaangażowanego i wspólnie z nim uderza od tylu na — jak się okazało — nieubezpieczoną baterie nieprzyjacielską (konie pasły się, puszczone wolno), która wpada w nasze ręce. Tymczasem I baon wyrzucił czołowym uderzeniem z miejscowości nieprzyjaciela, który odskoczył przez polanę do lasu i — jak się zaraz okazało — nie dal za wygraną. Natychmiast po stronie nieprzyjacielskiej wystrzelono kilka rakiet i w ciągu 5 — 10 minut nasze oddziały były już pod ogniem artylerii.
W międzyczasie na lewo od I baonu rozwinął się baon II. W wykonaniu pierwotnego rozkazu dowódcy dywizji: maszerowania w rejonie Biłgoraja — dowódca pułku nakazuje III baonowi zwinąć front i maszerować dalej w straży przedniej pułku. I baon miał maszerować za III, ubezpieczając się od wschodu. W kierunku na Sól były 2 drogi do wyboru: jedna krótsza skrajem lasu, druga dalsza w głębi lasu. Dowódca III baonu, mjr. Nowożeniuk, zaproponował drogę krótszą, na co dowódca pułku zgodził się.
Po wejściu III baonu na drogę leśną, mocno podszytą, prowadzącą do traktu Sól — Biłgoraj, odezwały się z trzech kierunków strzały. Baon wpadł w zasadzkę nieprzyjacielską. Rozwinięcie baonu nasuwało duże trudności, gdyż las był mocno podszyty. Szczególnie silnie ostrzeliwany był baon z kierunku południowego. Dowódca baonu skierował się z 7 kompanią na ten ogień. W prawo od niego rozwinęła się 8 kompania. Uderzeniem dwóch kompani pod osobistym dowództwem mjr. Nowożeniuka nieprzyjaciel został odrzucony. Posuwając się dalej za kampaniami po wyjściu z lasu około 50 m mjr. Nowożeniuk otrzymał kilka postrzałów w piersi i brzuch i poległ.
Dla otwarcia drogi w kierunku marszu (mjr. Nowożeniuk uderzał w bok od osi marszu) uderzyły plutony specjalne (pionierów łączności). Droga na Sól została otwarta, ale w Soli jest nieprzyjaciel. Dowódca pułku decyduje się ominąć Sól lasami od północy i już bez walki osiąga Biłgoraj około godz. 19, skąd na rozkaz dowódcy dywizji przechodzi do Woli (płn.-wsch. Biłgoraja), gdzie staje około godz. 23.
Przebieg walki pod Banachami świadczy, jak nasz żołnierz, aczkolwiek przemęczony i głodny, palił się porostu do bitwy zaczepnej.
Zobacz profil autora
Gość
PostWysłany: Wto 21:12, 30 Maj 2006 Powrót do góry





Pistolety maszynowe w rękach samoobrony powstańczej?
Panowie odsyłam do zdjęć wykonanych prze Niemcóww okresie września 1939r. oddziałom Frejkorpsu - MG 13, 34, Mauser 98, czeskie karabiny (?) broń krótka - pistolety. Jak do dziś nie spotkałem się z opisem by b. powstańcy śl. mieli w 1939r. w dyspozycji zdobyczną broń jak pistolety maszynowe. Taką broń miały (dokumentacja fotograficzna- Freiburg) odziały 3 Odcinka Straży Granicznej, Policji jak wkraczały do Katowic w dniu 4 września 1939r. W literaturze opis tzw. "maszynówki" tyczy się broni na 100% :0) MG-13 i 34.
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ProFortalicium Strona Główna -> Z innej beczki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare