Autor Wiadomość
Gość
PostWysłany: Pią 6:43, 25 Kwi 2008    Temat postu:

Od babci mam kolejne ciekawostki. Mowi, że w zaraz na początku wojny był w Bieruniu niejaki Beck, oficer, który zakazał krzywdzenia miejscowej ludności. Tyle od babci. Z internetu wiem, że ów Beck mógł być Aloisem Beckiem wydelegowanym do tworzenia śląskiej straży pożarnej a pod koniec wojny w stopniu majora wysłany "do obrony tysiącletniej Rzeszy". Ależ ten Bieruń ma historię...
Pozdrawiam
Gość
PostWysłany: Pią 6:49, 11 Kwi 2008    Temat postu:

Mówiła, że na Nowym Bieruniu(przynajmniej tak wywnioskowałem, bo jej zeznania są nieco zagmatwane), w samolocie była tylko jedna osoba, czyli pilot. Aha, z internetu dowiedziałem się, że był to jakiś porucznik, chyba Dyrna, ale nazwisko nie jest pewne.
Pozdrawiam.
Ochotnik
PostWysłany: Czw 14:36, 10 Kwi 2008    Temat postu:

powiadasz ze rozbil sie polski samolot? A możesz napisac cos wiecej? Obok cmentarza w bieruniu nowym czy starym? To że zginęła 1 osoba jeszcze o niczym nie świadczy, mogł to być np. 2-miejscowy rozpoznawczy 'Lublin R-XIII' albo LWS 'Czapla', pilot zginął a obserwator przeżyl (albo na odwrót)
Gość
PostWysłany: Śro 7:27, 09 Kwi 2008    Temat postu:

Wczoraj wyciągłem od babci kolejne wiadomości. Mianowicie, gdzieś w pobliżu naszego cmentarza rozbił się polski samolot. Najprawdopodobniej myśliwski, bo tylko jedna osoba zginęła. Z dalszego ciągu wojny, wiem iż Niemcy przy ewakuowaniu Auschwitz zastrzelili mnóstwo Żydów, a 10 z nich wrzucili do dołu z wapnem. Babcia opowiadała, jak to we wrześniu przez Bieruń przetaczały się resztki 6 DP, a dokładniej 20 pp, bo znalazłem zapis pochówku żołnierza tego oto pułku na naszym cmentarzu. A tu wygrzebałem takie zdjęcie.
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/30be8c998b6b56d1.html
Babcia mówi, że jest tam jeden SA-man, dwóch piechurów i jeden z FJ.
A nawet sobie przypomina niektóre twarze...
Gość
PostWysłany: Sob 19:30, 05 Kwi 2008    Temat postu:

Historia 39r. to legenda w mojej rodzinie. Mój dziadek pracował przed samą wojną w Gdyni przy budowie portu a mieszkali w Krzepicach. Gdy sytuacja stawała się niebezpieczna ,dziadek wracał do domu, dotarł 2 września, niestety byli już tam Niemcy
( nieszczęsny styk armii Kraków i Łódz ) .Na stole czekała karta powołania do 7 DP w Częstochowie, dziadek wziął ją, wsiadł na rower i pojechał ( przez Mokrą!!) dotarł do jednostki i jako saper skończył swój szlak bojowy pod Lwowem. Pod Janowem dywizja przestała istnieć, on był wśród nielicznych, którym udało się ujść przez Apolonkę, zanim pierścień okrążenia się zamknął. Pod Lwowem dostał się do ruskiej niewoli, ale z niej uciekł ( znał perfekt rosyjski- po pradziadku, który walczył z bolszewikami ), i nocami wracał do domu, wrócił pod koniec pażdziernika. W listopadzie zostali całą rodziną wywiezieni na roboty do Rzeszy do obecnej Ścinawy, tam doczekali "wyzwolenia". Drugi raz znajomość rosyjskiego uratowała całą rodzinę od rozstrzelania,to już mi opowiadał ojciec który miał wtedy 10 lat. I całkiem niedawno opowiedział mi jeszcze jeden epizod; gdy weszli Sowieci, jeden z poddających się hajotów z bliska zastrzelił z ukrytego pistoletu ich dowódcę, którego bardzo sołdaci lubili. Resztę poddających się po prostu rozstrzelano a jego rozciągnięto na ziemi i szpadlem rąbano po kawałku.Mówił mi ojciec ,że wycie tego człowieka jeszcze śni mu sie w nocy. Wracając do domu nie zabrali żadnego mienia i to ich uratowało, spotykali po drodze obrabowane zwłoki tych ,co pełnymi wozami dobytku wracali do domu.
Dziadka pamiętam jeszcze, często mi opowiadał o wojnie, o Katyniu ( to inny wątek, kiedyś o tym napiszę ) pytałem się go ,dlaczego poszedł do wojska mimo że w ich miasteczku byli już Niemcy, odpowiadał " Synek ,tak trzeba było". Dziadek był saperem,gdy zbliżali się Niemcy ( oczywiście w 39r ) to minował i wysadzał mosty. I nigdy od komunistów nie dostał medalu za wojnę obronną, ale wybitnie nie cierpiał komuchów. Tak więc wrześniem jestem rodzinnie obciążony. Mógłbym tu jeszcze wiele napisać, ale już mnie zaczyna czas gonić ,nie wiem ,kiedy znowu usiądę do kompa
Gość
PostWysłany: Czw 11:04, 03 Kwi 2008    Temat postu:

Moja babcia opowiadała o ogólnej panice w 1939 jako cywile uciekali w stronę Krakowa lecz po kilku kilometrach zawrócili. Już nie pamięta z jakiego powodu? Natomiast znajoma babci pamięta dokładnie przejazd przez Brzeszcze kolumny 5DPanc po przełamaniu obrony w Ćwiklicach.
Gość
PostWysłany: Czw 6:59, 03 Kwi 2008    Temat postu:

Moja babcia opowiadała też, że ze strachu przed Armią Czerwoną Niemcy wyrzucali swe mundury, albo je palili. Mieszkańcy Bierunia wtedy chodzili, i wybierali z popiołów guziki i inne rzeczy, które się nie spaliły. Mój dziadek też zbierał, nazbierał kilka guzików Kriegsmarine(było ich kilka ale zostały tylko 3, resztę pewnie przehandlował), a ja je znalazłem w szafie.Guziki te pochodzą od galowego munduru oficera Kriegsmarine. Ja mam teraz takie pytanko. Czy mógłbym rekonstruować rzeczonego oficera?
Gość
PostWysłany: Pon 6:32, 31 Mar 2008    Temat postu:

Ale ja na serio tak słyszałem.
Leszek
PostWysłany: Nie 21:31, 30 Mar 2008    Temat postu:

a ja mam tygrysa w ogródku... : )
Gość
PostWysłany: Nie 18:56, 30 Mar 2008    Temat postu:

Do mojego postu chciałem dodać, że mój pradziadek zakopał gdzieś na ogródku kilka szmajserów...
Gość
PostWysłany: Nie 16:19, 30 Mar 2008    Temat postu:

Moja babcia opowiadała wiele, ale głównie o wejściu Armii Czerwonej. O 1939 roku z ust mojej babci dowiedziałem się tyle, że na polach za sklepem "U Szostka" spadła bomba i jej koleżance urwało nogę. W pobliżu rzeczonego sklepu stacjonowali polscy żołnierze.To był 1 września. Opowiadała też, że Polacy, a potem Niemcy dawali w szkołach dzieciom zupę. Niestety ona jej nie dostała bo w 1939 miała 18 lat. Mowiła też, że miało być niemieckie bombardowanie Erg-u, ale Niemcy z niego zrezygnowali, bo w pobliżu Erg-u było dużo zabudowań i zginęłoby dużo cywilów. Cały alarm przesiedziała w piwnicy z rodzicami. Większość zabitych i rozstrzelanych Polaków pochowano w jakiejś ceglarni w pobliżu dzisiejszego FIAT-a. A potem to już były tylko opwiadania o "ruskiej hordzie"...
Pozdrawiam
puzon
PostWysłany: Nie 14:02, 30 Mar 2008    Temat postu:

Na tzw. Pekinie. Niestety wszystkie domy na Pekinie wyburzyli (została część jednego, w którym była knajpa). Mieszkałem na Pekinie od urodzenia i jeszcze pamiętam wiele domów( w jednym przy rozbiórce pod podlogą znaleźli skrzynkę granatów). Teraz mieszkam 500 metrów dalej Grey_Light_Colorz_PDT_15 na osiedlu Kościuszki.
ilbelfero
PostWysłany: Nie 8:32, 30 Mar 2008    Temat postu:

Arek, ja o tej sztolni tez słyszałem, bo mój ojciec był z Średnich i mieszkali na tzw. Pekingu. Od wuja słyszałem jak mój ojciec z dziadkiem powstańcem uciekali na wschód, ale się wrócili jednak (nie pamiętam powodu) a tam czekali Niemcy i łup ich pod ścianę.
Dziadek naszczekał na paru żołnierzy (służył w niemieckim wojsku całą pierwszą wojnę, potem był w powstaniach), i byliby ich zabili. Podobno ciotka jakaś z pół niemieckim rodowodem ich uratowała, właściwie wygadała. Kilka lat później dziadka wzięli na roboty na podstawie donosu. Śmiał się w knajpie z komunikatów niemieckich "Niemcy zwyciężają na wszystkich frontach" "bez strat własnych" (Ohne eigene Verluste). No i wrócił dopiero po wojnie zbolały po wypadku na kopalni.
Gość
PostWysłany: Nie 8:24, 30 Mar 2008    Temat postu:

Jankes napisał:

Natomiast czy "bolszewicy" chodzili do cerkwi na 3 zmiany i jeszcze dbali o to by w butach się tam pokazać, a po drodze mijali się z chłopami polskimi z zazdrością patrząc na ich obuwie...to wydaje mi się dość sporna kwestia.
Z tego co wiem to raczej cerkwie ochoczo wysadzali albo przerabiali na skład węgla, tudzież inne praktyczne zastosowania dla nich mieli Grey_Light_Colorz_PDT_19

Tak słyszałem od Babci i nie mam powodu by jej nie wierzyć. Faktem jest że dawny zbór (?; jak się zwie świątynia unitów?) przetrwał wojnę, do tej pory stoi (a jest bardzo wiekowy!) i nadal jest użytkowany.
Myślę że nie można oceniać ludzi jednostronnie tj. sowieta=ateista, niemiec=nazista etc. Babcia opowiadała że w czasie okupacji żołnierze Wehrmachtu przychodzili do domu pradziadków, część się żaliła i płakała z powodu wyjazdu na front, pokazywali zdjęcia swoich rodzin i nie chcieli się ruszać z Polesia. Dawali dzieciom cukier, słodycze, czekoladę i nigdy nie odmówili pomocy lekarskiej - a przecież Niemcy!
Gość
PostWysłany: Nie 7:54, 30 Mar 2008    Temat postu:

Ja słyszałem wiele od swojej babci i nadal mi coś nowego opowiada. Okupację spędziła w Strzemieszycach gdzie nadal mieszka częśc naszej rodziny. Historii było wiele i na forum wszystkich dokładnie umieścić nie sposób.
Z 39 to pamięta jak do Strzemieszyc wkroczyli Niemcy, zaraz w pierwszych dniach i sprzęt pancerny.
Żołnierzy WP widziała jedynie na stacji kolejowej (połowa rodziny pracowała na kolei) jak jechali w stronę Krakowa.
Poza tym podczas okupacji Niemcy 3 razy ich przesiedlali (mieszkali w ładnym ceglanym domu w kilka rodzin przed wojną) i w ostatnim baraku to kartofle w zimie zamarzały, a przez ściany z desek świeciło słońce.
I wiele innych.
Co do Armii Czerwonej to fakt, pierwszy czerwonoarmista jakiego widziała miał ppsz na sznurku i worek na plecach jako plecak.

Natomiast czy "bolszewicy" chodzili do cerkwi na 3 zmiany i jeszcze dbali o to by w butach się tam pokazać, a po drodze mijali się z chłopami polskimi z zazdrością patrząc na ich obuwie...to wydaje mi się dość sporna kwestia.
Z tego co wiem to raczej cerkwie ochoczo wysadzali albo przerabiali na skład węgla, tudzież inne praktyczne zastosowania dla nich mieli Grey_Light_Colorz_PDT_19

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group